W sobotnie popołudnie Rick podrzucił nas w miejsce gdzie opuściliśmy Szlak. Dłuższą chwilę wędrowaliśmy żywym, zielonym tunelem wzdłuż autostrady aby wreszcie przejść pod nią i zacząć podejście na Fullhardt Knob. Było słonecznie ale nie upalnie więc na grań dotarliśmy dość szybko. Następne mile były w miarę płaskie a ścieżka wygodna więc około 18-tej dotarliśmy nad Curry Creek i rozbiliśmy obóz. Nabraliśmy wody, zjedliśmy obiad, powiesiliśmy ciężkie od zapasów worki i ułożyliśmy się do snu.
Niedziela zapowiadała się aktywnie: ze względu na dostępność wody zaplanowaliśmy na ten dzień 20-to milowy odcinek. Wstaliśmy wcześnie i zaraz po śniadaniu ruszyliśmy doliną strumienia Curry Creek. Szlak to wznosił się to opadał kiedy trawersowaliśmy kolejne zbocza aż dotarliśmy do Blackhorse Gap gdzie Szlak Appalachów po raz pierwszy spotyka Blue Ridge Parkway - asfaltową drogę ciągnącą się setki mil od Wirginii aż do Georgii. Czekał tu na nas z Trail Magic thru-hiker z 2013-go roku. Posililiśmy się jogurtem, bananami, arbuzami oraz nabraliśmy wody na dalszy etap wędrówki.
Spokojnie pofałdowana ścieżka wiodła wzdłuż drogi którą co jakiś czas przejeżdżał samochód lub kawalkada motocykli. Lunch zjedliśmy chwilę po południu nieopodal Bobblets Gap Shelter po czym kontynuowaliśmy marsz szlakiem przecinającym co jakiś czas Blue Ridge Parkway. W dalszej części dnia wspięliśmy się na niewielką Cove Mountain aby zacząć długie, stopniowe zejście nad potok Jennings Creek gdzie około 18-tej rozbiliśmy obóz. Po kolejnym upalnym dniu kąpiel w głębi rzecznej była wspaniała ale zaostrzyła nasze apetyty, wkrótce więc zjedliśmy obiad i rozeszliśmy się się do swoich posłań.
Rano przekonaliśmy się że prognoza pogody była poprawna: temperatura spadła o dobre 10 stopni i ranek był rześki. Marsz zaczęliśmy krótkim podejściem aby opaść w dolinę strumienia nieopodal Bryant Ridge Shelter a następnie powoli wspiąć się na Floyd Mountain. Gęsty, zielony kobierzec wkoło wyglądał jak dżungla, na szczęście nie było tak parno jak w ostatnie dni.
Lunch zjedliśmy na Black Rock Overlook i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po krótkim marszu grzbietem zaczęliśmy podejście na Apple Orchard Mountain. Wysokie trawy porastały otoczenie ścieżki którą powoli pięliśmy się w górę. Na szczycie zobaczyliśmy drugą już na tej wędrówce wieżę kontroli przestrzeni powietrznej. Szlak opadał stromo przez Gilotynę - wielka skała tkwi między wysokimi filarami strasząc przechodzących pod nią hikerów. Resztę dnia spędziliśmy na powolnym zejściu do Harrison Ground Spring gdzie rozłożyliśmy obóz. Miejsce było wilgotne i pełne spragnionych krwi czarnych muszek które zniknęły po zmroku gdy zrobiło się dosyć chłodno. Zawinęliśmy się w śpiwory i poszliśmy spać.
Poranek był naprawdę zimny, na szczęście pierwsze promienie wschodzącego słońca ogrzewały miejsce naszego biwaku. Po śniadaniu zarzuciliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę nad rzekę James. Po krótkim zejściu musieliśmy się napocić wspinając się na Highcock Knob ale dalsza droga była płaska. Ścieżka trawersowała porośnięte sosnami zbocze, sąsiednie pasmo było widoczne między gałęziami a w końcu zobaczyliśmy Balcony Falls - wielkie bystrza na James River.
Szlak zaczął stromo opadać w dolinę aż wypłaszczył się nad Matts Creek i poprowadził nas nad samą rzekę. Wielkie skały wisiały nad ścieżką kiedy szliśmy w kierunku James River Foot Bridge - najdłuższej pieszej przeprawy na Szlaku Appalachów. Po drugiej stronie rzeki złapaliśmy okazję i wyautostopowaliśmy się do Glasgow gdzie zjedliśmy lunch w pizzerii. Noc spędziliśmy w kolejnym przyjaznym domu do którego zabrała nas Miranda!
Rano ruszamy w dalszą drogę!
Dzięki za ten wpis.
OdpowiedzUsuńMiło (choć z zazdrością) się czyta siedząc za biurkiem w upalny dzień.
Pozdrowienia z Krakowa.
Dziękuję za zainteresowanie, pozdrawiam z wreszcie deszczowej Wirginii!
OdpowiedzUsuń