Mapa

Od paru tygodni wisi na mojej ścianie mapa całego szlaku. Mijam ją z reguły beznamiętnie i mimo że jest na wprost wejścia, to rzadko ją naprawdę zauważam. Ale są chwile kiedy stoję naprzeciw niej i próbuję ogarnąć stojące przede mną wyzwanie: czuję się wtedy onieśmielony jego skalą i zawstydzony własną zuchwałością. Ale czuję też dreszcz ekscytacji na myśl o tym że już wkrótce czerwona linia na papierze zmieni się w białe znaki na drzewach prowadzące mnie przez kolejne góry i doliny w kierunku Mount Katahdin.


Wędrówka Szlakiem Appalachów może być spełnieniem dziecięcego marzenia o wielkiej wyprawie: w głowie mam tolkienowski opis Mrocznej Puszczy gdzie wąska ścieżka prowadzi całymi dniami przez gęsty las z rzadka dający dostęp słońcu a niedostatek jedzenia, zatruta woda i dzikie ślepia łypiące z ciemności dodają tej wizji powagi i grozy.

Taka podróż może być też zbawiennym oderwaniem od zwyczajnej codzienności której rytm wyznacza praca. Może skupienie na podstawowych czynnościach i zbliżenie z naturą pozwoli docenić to czego zazwyczaj nie dostrzegam pod kolejnymi warstwami znaczeń narzuconych przez cywilizację? Może podróż na północ okaże się też podróżą w głąb?

Ten szlak będzie również sprawdzianem nabytych umiejętności i siły charakteru, dużym obciążeniem dla ciała i woli, doświadczeniem prawdopodobnie trudniejszym niż cokolwiek w moim dotychczasowym życiu, a już na pewno największym wyzwaniem jakie sobie kiedykolwiek postawiłem.

Czemu to robię? Może na końcu szlaku znajdę właściwą odpowiedź. A może nie...