Koniec czy początek?


A więc to już koniec moich zmagań ze Szlakiem Appalachów. Ostatnie pięć i pół miesiąca spędziłem w górach, otoczony intensywną zielenią, szumem drzew, śpiewem ptaków i bzyczeniem komarów. Pogodę miałem wyśmienitą, bywało co prawda zimno i mokro ale generalnie było upalnie i sucho. Szlak okazał się trudniejszy niż się spodziewałem a pokonanie 2205 mil (3528 kilometrów) zajęło mi 163 dni z których dziesięć odpoczywałem. Średnio maszerowałem więc 23 kilometry dziennie, co wydaje się wynikiem przyzwoitym. Wędrówka była wspaniałą przygodą, będę tęsknił za każdym, nawet najgorszym dniem na szlaku, a Ameryka jaką zobaczyłem spomiędzy drzew jest fascynująca i przyciąga mnie jak magnes. Mówią że thru-hike Szlakiem Appalachów jest doświadczeniem które zmienia życie i tak jest również w moim przypadku. Pomyślne ukończenie tego przedsięwzięcia daje mi siłę by mierzyć się z przeciwnościami oraz wiarę w powodzenie przyszłych, śmiałych projektów. Przywołując Tolkiena którego książki były wielką inspiracją do tej podróży: największą przygodą jest to co wciąż przed nami.


Stay strong. Keep moving.

6 komentarzy:

  1. Gratulacje Bracie! Mega wyczyn! Razem z Kamą i Guciem pozdrawiamy i ściskamy mocno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Michał, ogromne GRATULACJE od ciotki :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje!!! Jestem mega dumna z Ciebie. Pozdrawiam Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega wyczyn - wiedziałem, że Ci sie uda! gratulacje!

    OdpowiedzUsuń